Jako,
że nie można żyć w równej mierze tylko miłością jak i tylko walką
wraz z krasnoludem Gormem postanowiliśmy odwiedzić okoliczne wyszynki.
Znani są z nas smakosze, wszyscy karczmarze poczytują sobie za honor
nas gościć, jako że na czym jak na czym ale na strawie nie duchowej
nigdy nie oszczędzaliśmy i chyba nigdy już się nie nauczymy liczyć
monety kiedy jest możliwość podjeść sobie silnie. Tedy stanęliśmy
w karczmie we wsi Khorad. Jakież było nasze oburzenie kiedy karczmarz
nie wybiegł nam na spotkanie i nie zapewniał, że cała jego kuchnia
jest do naszej dyspozycji. Pomyśleliśmy sobie "ot grubianin"
lecz się tym nie zraziliśmy i obyczajnie zamówiliśmy posiłki. Mówię
posiłki gdyż wieloletnie doświadczenie smakosza nakazuje zamówić
wszystko co by nie ryzykować, że jakiś smaczny kąsek przejdzie nam
koło nosa. Lecz to wyraźnie nie był dzień dla kulturalnych smakoszy
jako my dwaj. Karczmarz niecnota nie dość że żarcie spartaczył to
jeszcze miał celność trunki rozcieńczać.
Tego było już za wiele, zwłaszcza w Gormie
odezwały się krasnoludzkie instynkty. Nasza odpowiedź chyba nie
przypadła karczmarzowi do gustu bo nim się obejrzeliśmy już leżeliśmy
na dziedzińcu przed gospodą, i to o zgrozo głodni! Oburzenie nasze
nie miało granic.
Warknąłem przez zęby "Wrrau! zabijemmy
go!" i od razu uzasadniłem powód konieczności podjęcia tak
drastycznych środków "Mmrrrau! za to, że żarrrcie cienkie rrrobi"
Dla smakosza nie ma większej zbrodni więc Gorm pewnie długo by się
nie opierał lecz tego dnia prześladował nas wyraźnie pech. Rumor
jaki usłyszeliśmy za sobą mógłby nawet zakłócić ucztę orków, a jak
wiadomo orkom trudno przeszkodzić w jedzeniu. Obróciliśmy się tak
szybko jak nam na to pozwoliły nasze dystyngowane brzuszyska i ujrzeliśmy....SMOKA!.
Nie jakiegoś tam smoka lecz SMOKA! Najbardziej smoczego smoka jaki
tylko może być. Spojrzeliśmy mu prosto w nos, serca nasze nie znały
trwogi, pewnie dlatego, że chwilowo przestały bić. Rzuciłem ukradkiem
spojrzenie na Gorma i wyszeptałem "Gorrrmm mmamm nadzieję,
mrrr ze nie jesteś dziewica?, Wrrrau..." Niestety po bladości
jaka ozdobiła zawsze rumiane, dobrze odżywione oblicze mego druha
jak i po łakomym spojrzeniu smoczyska zrozumiałem, to wyraźnie nie
jest nasz dobry dzień. Pamiętam to błagalne spojrzenie sponad brody
jakie skierował na mnie Gorm...lecz nie nawet przyjaźń ma swe granice...przez
ściśnięte gardło wycharczałem "A, mrrr wiec jednak....no cóż,
mrrr na, mrrr mmnie, mrrr nie, mrrr licz, Mmrrau..."Jednak
także smok popełnił niewybaczalny błąd, nie przewidział że nie ma
w swiecie nic szybszego niż wystraszeni Gorm i Belor.
Dlatego też cała nasza trójka Smok, Gorm i
ja pozostaliśmy owego dnia bez obiadu.
A karczmę ową radzę omijać, podejrzewam karczmarza, że to on ściągnął
na nas tą ogromniastą jaszczurkę.
Belor, podróżnik po rubieżach Karebi.
|